top of page

***

Aleks odłożył na półkę kolejny przeczytany kryminał. Odkąd pamiętał chciał przeżyć przygodę i rozwiązać zagadkę, tak jak główni bohaterowie jego ulubionych książek (tak dokładniej, to od zeszłego wtorku, kiedy to dostał od mamy szkło powiększające i specjalny proszek do wykrywania odcisków palców). Postanowił znaleźć sprawę, której mógłby się przyjrzeć. Myślał o tym już przez pewien czas. Ostatnio słyszał jak kilku sąsiadów rozmawiało o dziwnym zachowaniu pani Ani, dziewiętnastolatki, która wynajmowała pokój u starszej kobiety z naprzeciwka  -  Elżbiety Kwiatkowskiej. Mówili, że widzieli ją jak bardzo wcześnie wymyka się z domu, podąża ich ulicą i zagląda przez płoty do ogródków. Tak, to była sprawa dla niego.

Chłopak postanowił nie czekać z działaniem. Jutro była sobota. Tego wieczora nastawił budzik na piątą rano i zdecydował podążyć za Anią. Spakował do plecaka szkło powiększające, proszek oraz czarny notes (do ważnych notatek). Położył się sprać z myślą, że czaka go niezwykła przygoda…

Aleksowi udało się wstać równo z budzikiem. Wyłączył alarm by nikogo nie zbudzić – jego misja miała być tajna. Ubrał się, zgarnął z biurka plecak i wolno załącz schodzić po schodach. Wszystko poszłoby po jego myśli gdyby nie to, że wyłożył się jak długi na jednym ze stopni i zjechał na sam dół, stajać się źródłem potwornego trzasku. Wstał w oczekiwaniu, że zaraz pojawi się mama, wściekła nie tylko za to że postanowił się wymknąć ale też za przerwanie jej snu, którego w ostatnich dniach nie mogła doświadczyć zbyt wiele. Nic takiego jednak się nie stało. Mama musiała być tak zmęczona, że nawet to nie zdołało jej obudzić. Uciekinier odetchnął z ulgą i czym prędzej wymknął się na zewnątrz. Zauważył, że drzwi domu naprzeciwko powoli się otwierają. Nie czekając ani chwili, rzucił się w krzaki rosnące przed jego domem. Dopiero gdy usłyszał trzask zamykanych drzwi, wychylił głowę ze swojej twierdzy. Zgodnie z jego przewidywaniami zobaczył Anię. Nie tracąc czasu rozpoczął misję. Skradał się obserwując poczynania młodej sąsiadki. Na razie nie zachowywała się niepokojąco. Po chwili jednak pochyliła się nad ogrodzeniem i zajrzała do ogródka jednego z domów. Aleks na wszelki wypadek schował się za szerokim drzewem rosnącym przy drodze i przyglądał się dziewczynie.

Nagle poczuł, że ktoś chwyta go za ramię…

 - Aaaa! – krzyk wyrwał mu się z ust.

 - Witaj kochanie, przepraszam, że Cię przestraszyłam. – Pani Elżbietka niespodziewanie zaszła go od tyłu. – Co ty tu robisz tak wcześnie?

Jednak chłopak nie zdążył odpowiedzieć, gdyż Ania zawróciła zaintrygowana hałasem.

 - Co tu się dzieje? Czy coś Ci się stało? – zapytała Aleksa

 - A co pani tu robi?– spytała z lekkim poirytowaniem, zwracając się do starszej sąsiadki.
- I po co pani ta wielka torba?

 - Och, wybieram się na duże zakupy. Zamierzam podarować chorym dzieciom, z pobliskiego szpitala czekoladki i owoce. – odparła z uśmiechem kobieta.

Sąsiadki odeszły w swoje strony, a Aleksowi nie zostało nic innego jak powrót do domu. Nadal było wcześnie, więc wszyscy sprali. Chłopak nie miał jednak zamiaru wracać do łóżka. Przygotował sobie coś do jedzenia i wyciągnął z plecaka czarny notes. Opisał dzisiejszą obserwację. Młoda sąsiadka naprawdę zachowywała się niepokojąco…Na pewno jest wmieszana w jakieś przestępstwo i Aleks dowie się w jakie.

Po około godzinie do kuchni weszła mama. Bardzo zdziwił ją widok ubranego i najedzonego syna, którego zazwyczaj siłą było trzeba wyciągać z łóżka.

 - O, już wstałeś? – zapytała.

 - Tak, miałem parę spraw do załatwienia.

Mama uśmiechnęła się i zaczęła przygotowywać sobie kawę.

Po południu młody Sherlock postanowił znów wybrać się na zwiady. A nóż trafi na nowy ślad?

Szedł tą samą trasą co rano. Podejrzanej jednak nie było. Za to, z naprzeciwka dziarskim (jak na staruszkę) krokiem maszerowała pani Elżbietka. Na jej ramieniu wisiała nieodłączna, wielka, różowa torba. Widać było, że nie jest pusta, poprawka  - widać było, że jest pełna, nawet bardzo…Aleksowi wydawało się to dziwne…Przecież miała się wybrać po czekoladki i owoce, a potem rozdać je chorym dzieciom…

 - Witaj ponownie chłopcze, piękny dzień, prawda?

 - Dzień dobry, owszem rozpogodziło się od rana. Dzieciom nie spodobały się prezenty? – zaryzykował chłopiec.

Pani Elżbietka zaśmiała się trochę nerwowo, odchrząknęła.

 - Nie, nie, były zachwycone. To już zakupy na jutrzejszą wizytę. Codzienne wczesne wstawanie…ho, ho – to już nie na mój wiek.

 - Rozumiem, do widzenia pani – odrzekł Aleks i ruszył przed siebie.

Kiedy wieczorem chłopiec wraz z mamą oglądali telewizję w wiadomościach podano komunikat:
 - Jedyny bank w naszym miasteczku został obrabowany, w biały dzień! Policja prowadzi dochodzenie w tym temacie.

Aleks wstrzymał oddech. To na pewno pani Ani…ale zaraz, może wcale nie…Może oskarżona była w domu w czasie napadu? Chłopiec pobiegł do swojego pokoju. To na pewno dwie różne sprawy. Detektyw uspokojony podszedł do okna. To co zobaczył zmieniło jego nastrój. Podejrzana sąsiadka ubrana w czarną bluzę, z czarną torbą na ramieniu znikała właśnie za drzwiami domu pani Elżbiety…

 - O nie! – jęknął chłopak i rzucił się na łóżko.

Ze martwienia, zdziwienia i braku innych rzeczy do robienia zasnął. Śniły mu się wielkie worki kosztowności, którym nagle wyrosły nogi, ręce i mrugające ludzkie oczy. Wszystkie wybiegły z banku, zatrzymały się jedynie by zajrzeć przez płot do czyjegoś ogródka. Pędziły przed siebie wymachując rękami, aż dotarły do domu pani Elżbietki przed którym stała wielka czarna torba. Worki śpiewając piosenką o czterech zielonych słoniach wskakiwały do niej po kolei. Na końcu kolejki podskakiwał (również wyposażony w ręce, nogi, usta i oczy ) budzik, który krzyczał: „ Zbudź się, wstawaj śpiochu!”.  Aleks otworzył oczy i głośno wrzasnął. Nad sobą zamiast skaczącego budzika zobaczył mamę. Poczuł ulgę, ponieważ dopiero teraz zrozumiał, że to tylko sen.

 - Ile można spać?! Już dwunasta, chodź na dół na śniadanie. – mama wglądała na zirytowaną.

 - Ok, ok, zaraz będę – Aleks wciąż znajdował się w ciężkim szoku po zaskakująco realistycznym śnie.

Wygramolił się z łóżka, ubrał i chwiejnym krokiem wkroczył do kuchni. Mimo, że sprał tak długo wciąż był zmęczony. Z rozpędu zamiast mleka wlał sobie do płatków sok porzeczkowy, a zamiast bułki posmarował masłem kawałek jabłka. Nawet tego nie zauważył. Mamę zatkało. Chciała coś powiedzieć ale zrezygnowała.

Po jedzeniu Aleks znów udał się do swego pokoju. Usiał przy biurku i długo rozmyślał, co powinien zrobić. Ostatecznie zdecydował się przeprowadzić przesłuchanie. Będzie pytał sąsiadów o ich podejrzenia. Włożył więc czarny notes do kieszeni i ruszył do wyjścia.

 - Idę na dwór mamo! – krzyknął chwytając za klamkę.

 - Dobrze, ale wracaj za godzinę. I wynieś jeszcze śmieci – to mówiąc wetknęła mu do ręki wielki wór. – Baw się dobrze, pa!

Aleks zamknął drzwi nogą i mrucząc coś pod nosem na temat nieciekawego zapachu zawartości worka, podreptał w kierunku śmietników. Pozbył się prędko balastu i już miał zamiar zacząć realizować swój plan, gdy nagle z pomiędzy kontenerów usłyszał czyjś głos.
Przyczaił się za jednym ze nich. To była sąsiadka Elżbieta. Stała oparta łokciem o śmietnik i rozmawiała przez telefon. Aleks nie zdążył dowiedzieć się z kim i o czym, ponieważ wielki kubeł za który stał był wyposażony w kółka i odjechał na tyle by odsłonić kryjącego się za nim chłopaka, a on sam tracąc oparcie rymsnął  z hukiem na ziemię.
Staruszka zauważyła go i prędko się rozłączyła.

 - Ojej, czy nic ci się nie stało? – zapytała z troską.

 - Nie, wszystko w porządku. – odparł Aleks zbierając się ze śmierdzącej ziemi.

 - Czy mógłbym pani zadać kilka pytań odnośnie pani współlokatorki Anny Skowronek?

 - Oczywiście, pytaj śmiało młodzieńcze.

 - Czy zauważyła pani u niej jakieś podejrzane zachowania.

 - Hmm…Tak! Bardzo długo i często nie ma jej w domu, a gdy już jest to siedzi w swoim pokoju, przegląda komputer, a na uszach ma te wielki wyciszniki! – mówiła z przejęciem kobieta.

 - Tak dla jasności, chodzi o słuchawki? – upewnił się Aleks.

 - Tak, dokładnie! – wykrzyknęła. – A oprócz tego nie rozmawia ze mną tylko patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.

 - Bardzo pani dziękuję! Czy to wszystko?

 - Tak, jak zauważę coś jeszcze, powiadomię cię – zapewniła.

 - Do widzenia.

 - Do widzenia.

Aleks zerknął na zegarek. Miał być w domu 15 minut temu. A niech to! Zamierzał przecież jeszcze spytać innych sąsiadów. No cóż, zdobył za to informację od osoby z najbliższego otoczenia podejrzanej. „ – To już coś” – pomyślał.
Otworzył drzwi do domu.

-Wróciłem! – krzyknął Aleks – Przepraszam za spóźnienie!

Nikt jednak nie odpowiadał.

 - Mamo, gdzie jesteś?!

Chłopak rozpoczął poszukiwania. Zajrzał na strych, do piwnicy, do spiżarni. Był nawet w ciemnej szopie na rowery, do której bał się wchodzić. Mamy ani śladu…Ogarnęły go złe przeczucia.

 - Ruszam na ratunek! – Krzyknął wojowniczo detektyw.

Już chciał otworzyć drzwi wejściowe, gdy nagle te otworzyły się same i huknęły Aleksa prosto w czoło.

 - Wróciłaaam!  - krzyknęła mama stając w progu.

 - Co? Gdzie byłaś? Czemu nic nie mówiłaś, że wychodzisz! – złości się Aleks

Mama była bardzo zdziwiona zachowaniem syna.

 - Zostawiłam wiadomość na stole w kuchni. Byłam tylko pożyczyć proszek do prania od pani Ani. To taka miła dziewczyny. – zachwyciła się mama.

Aleksa zatkało. Pokiwał tylko głową i pomaszerował do swojego pokoju. Podszedł do półki z książkami, wziął do ręki ulubiony kryminał. Czytał go już wiele razy. Położył się na łóżku i otworzył na pierwszej stronie. Po pól godziny później do pokoju weszła mama.

 - Widzę, że zabawa na dworze się udała, śmierdzisz jak byś wytarzał się w śmieciach.  – mama wyglądała na rozbawioną – Idź pod prysznic i na kolację.

Aleks bez słowa wykonał polecenia. Zjadł z mamą kolację, miło gawędząc o drobnostkach, a po skończonym posiłku wrócił do czytania. To czego nauczyły go kryminały to, że najważniejsze jest zebranie dowodów winy. Chłopak uznał, że ma ich już wystarczająco dużo. Następnego dnie pójdzie na komisariat.

Następnego dnia rano o siódmej zdzwonił budzik i wyrwał młodego detektywa ze snu.
Do plecaka włożył kopię tekstu z rozmowy z panią Elżbietą. Oryginał postanowił zachować na wszelki wypadek. Po namyśle dorzucił jeszcze zdjęcie zrobione podejrzanej w dniu na bank. Pobiegł do łazienki, ubrał się, a potem znów wbiegł do pokoju. Zarzucił plecak na ramię i podążył w kierunku schodów. Zgarnął ze stołu grzankę, pocałował zdziwioną mamę w policzek i wyszedł z domu.

Drogę na komisariat pokonał truchtem. Już prawi otworzył drzwi lecz nagle naszły go wątpliwości. Może zostanie wyśmiany albo aresztowany za zajmowanie czasu policji? Postanowił jednak zaryzykować. Pchnął ciężkie drzwi,. Podszedł do recepcji.

 - Dzień dobry. – chłopiec czuł w gardle wielką kluchę – Chciałbym rozmawiać z komendantem.

 - Yyy, dobrze, drzwi po prawej – kobieta za ladą z zaskoczeniem wskazała odpowiednie drzwi.
Aleks zapukał i wszedł do środka. Odchrząknął i zaczął mówić.

 - Dzień dobry, mam zgłoszenie w sprawie kradzieży i mam podejrzaną. Jest moją sąsiadką i ostatni dziwnie się zachowuje. Mam kilka dowodów. Aleks wstrzymał oddech i wyciągnął z plecaka zdjęcie oraz kartkę z zapisem przesłuchania.

Komendant w osłupieniu patrzył na Aleksa i na zdjęcie.

 - Aha, nazywam się komendant Szymański, a ty to…

 - Aleks Waligórski.

 - A jak brzmi nazwisko Twojej podejrzanej sąsiadki?

 - Anna Skowronek.
Mężczyzna otworzył szeroko oczy.

 - Dobrze. Bardzo dziękuję za zgłoszenie, wszystko sprawdzimy. Do widzenia chłopcze. – mówiąc to delikatnie popychał Aleksa w stronę drzwi. Nim się obejrzał, stał już przed gabinetem. Był rozżalony, zmarnował tylko czas.

Następnego dnia chłopiec obudził się w wyjątkowo złym nastroju. Po chwili namysłu postanowił, że porozmawia z panią Anią. Musi zobaczyć jej minę, jak powie jej, że zna całą prawdę. Za oknem lało i szalała burza. Mama Aleksa od dawna była w pracy. Czuł się trochę nieswojo. Spakował do plecaka swój notes. Założył szybko przeciwdeszczową pelerynę i trzasnąwszy drzwiami wybiegł z domu. Minutę później stał przed drzwiami domu naprzeciwko. Zadzwonił. Usłyszał kroki. Drzwi uchyliły się na tyle na ile pozwalał łańcuch. W szczelinie ukazała się głowa Ani.

 - Dzień dobry.  – powiedział.

Drzwi zatrzasnęły się by po chwili (ku uldze Aleksa) otworzyć się zupełnie. Sąsiadka obrzuciła chłopca niechętny wzrokiem

 - Dzień dobry  - odpowiedziała.

 - Muszę z panią porozmawiać. To ważne.

 - Zgoda, możesz wejść.

Kobieta zaprowadziła Aleksa do pokoju, który wynajmowała u pani Elżbietki. Wskazała mu krzesło, a sama usiadła na kanapie.

 - O co chodzi? – zapytała.

 - Otóż sąsiedzi skarżą się ostatnio na pani dziwne zachowanie. Mówią, że zagląda pani do ich ogrodów przez płot. Z resztą sam też to widziałem.
Ania zrobiła dziwną minę.

 - W dodatku ten napad na bank, a dobrze wiem, że nie było pani wtedy w domu.  – ciągnął Aleks.

Osłupiała ze zdziwienia Ania siedziała chwilę w milczeniu, a potem wybuchła śmiechem. Aleks rozzłościł się na serio.
 - Bardzo zabawne! - krzyknął

 - Nie martw się, nie jestem złodziejem – powiedziała i przestała się śmiać – Lepiej już idź.

 - Nie pójdę dopóki nie dowiem się o co w tym wszystkich chodzi.

Ania spojrzała na swojego gościa ze zrezygnowaniem. Nabrała powietrza i odpowiedziała:

 - No dobrze. Posłuchaj. Jestem tajnym agentem, pracuje dla  policji. Podejrzewamy, że w tej okolicy ukrył się przestępca, który rabuje banki. Twoje miasto nie jest jedynym gdzie dokonano kradzieży. To już prawdziwa plaga.

 - Mówi pani, że jest agentką? Nie wierzę w ani jedno pani słowo. Proszę pokazać mi odznakę!

Dziewczyna westchnęła i podetknęła niedowiarkowi pod nos złoty przedmiot.

 - Niemożliwe?!  - Aleks był zachwycony

 - Tak, dobrze… ale czy możesz już iść? – agentka była zniecierpliwiona.

Chłopak pokiwał głową i wstał z krzesła.

 - Trafię do drzwi – zapewnił – Do widzenia!

 - Nikomu nie mów o naszej rozmowie! A już na pewno nie Pani Elżbiecie.

Aleks zawrócił.

 - Dlaczego?

 - Podejrzewamy, że jest zamieszana w kradzieże.

Aleks otworzył szeroko oczy ale o nic nie zapytał. Pobiegł do drzwi, włożył pelerynkę i wyszedł na dwór. Na chodniku zderzył się z panią Elżbietą. Miała na ramieniu swoją wypchaną na torbę

 - Zakupy na jutro?  - zapytał bez przekonania.

 - Spostrzegawczy z ciebie chłopiec. – uśmiechnęła się staruszka.

Odpowiedział sztucznym uśmiechem i zniknął z a drzwiami do swojego domu. Usiał na kanapie i zaczął rozmyślać. Nie chciało mu się wierzyć by sprawcą była pani Elżbietka, ale Ania to policjantka…też nie mogła być winna… Chłopak włączył telewizor. Jednak wiadomość, którą usłyszał sprawiła, że odeszła mu ochota na oglądanie.  – „ Dziś po południu znów obrabowano bank. Aleks westchnął. Praca detektywa jest dużo trudniejsza niż mu się zdawało.
Po godzinie mama wróciła z pracy.

 -  Cześć jak minął dzień? – zapytała

 - Cześć. Nudno. Bolała mnie głowa i siedziałem w domu– skłamał Aleks

Mama dotknęła jego czoła trochę zmartwiona. Chłopak nie lubił okłamywać mamy ale nie mógł jej powiedzieć gdzie był naprawdę i czego się dowiedział.

Następnego dnia rano Aleks wszedł do kuchni bardzo zmęczony. Mamy już nie było. Wyszła do pracy. Na stole leżała mała koperta, a w niej liścik. „Musisz zobaczyć co udało mi się odkryć. Ania” – przeczytał. Nowe informacje! Zmęczenie wyparowało natychmiast. Zerwał się na równe nogi i nie czekając wybiegł na zewnątrz. Zapukał energicznie w drzwi, które już po chwili otworzyły się na oścież.

 - Dzień dobry! – krzyknął Aleks – O co chodzi!?

 - Dzień dobry.

Pani Ania gestem pokazała mu, że może wejść.

 - Mówiłam Ci ostatnio, że podejrzewamy moją współlokatorkę. Myślałam nad tym trochę wieczorem i stwierdziłam, że to niemożliwe. Nie dałaby przecież rady okradać banku, jest starszą kobietą…

 - Uff, ulżyło mi. Właśnie też myślałem, że to niemożliwe by taka staruszka…-przerwał Aleks.

 -  Nie dałeś mi dokończyć! – zezłościła się agentka – Właśnie o to chodzi żeby uspokoić podejrzenia. Postanowiłam, że zajrzę do jej pokoju i wtedy…sam zobacz. – Ania otworzyła drzwi sypialni staruszki. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. Kobieta wskazała jednak na mały, okrągły stolik. Na Samym wierzchu leżała duża kartka ze szczegółowym planem banku. Oprócz tego były tam też małe karteczki z nazwiskami i projekt ustawienia osób.

 - Łał – wyrwało się Aleksowi.

 - Szybko zróbmy zdjęcie.  – Ania wyciągnęła telefon z kieszeni i pstryknęła kilka zdjęć.

 - Musimy zanieść to na komisariat. Wczoraj nim to znalazłam zdążyłam już zgłosić, że to nie ona.

Wyszli prędko z domu. W połowie drogi Aleks zderzył się z kimś kto na ramieniu miał dużą torbę.

 - Dzień dobry kochani! – wykrzyknęła z uśmiechem pani Elżbietka.  – Dokąd się wybieracie?

 - Idziemy na komisariat, mamy tam sprawę. Może pójdzie pani z nami?  - zaryzykował pytanie Aleks.

 - Nie – odpowiedziała szybko – Yyy, niestety nie mogę, mam inne plany. To do zobaczenia później… - Staruszka zaczęła się wycofywać. Nagle zaczepiła torbą o płot. Kiedy wieszała ją z powrotem na  ramieniu ze środka wypadł plik banknotów.

 - Chyba nie obdarowuje pani chorych dzieci pieniędzmi, prawda? – spytał Aleks krzyżując ramiona.

 - Dzieci nie ale siebie owszem – dodała Ania.  – Zdaje mi się, że jednak pójdzie pani z nami.

 - Mówiłam Wam już, że nie mogę – powiedziała ze słodkim uśmiechem i nagle krzyknęła bez powodu wskazując na coś palcem. Agentka i młody detektyw odwrócili głowy we wskazanym kierunku by zobaczyć co się dzieje, a gdy spojrzeli z powrotem staruszka znikała właśnie za rogiem.

 - Nie! Wracaj tu! – krzyknął Aleks i rzucił się biegiem. Za nim popędziła Ania.

Jednak pani Elżbieta rozpłynęła się w powietrzu. Ania właśnie chwyciła za telefon by wezwać wsparcie, kiedy nagle Aleks trącił ją w ramie.

 - Tam! Na górze! – wrzasnął.

Na dachu jednego z budynków stał helikopter do którego wsiadała właśnie pani Elżbieta. Maszyna wzniosła się w górę. Uciekinierka wychyliła się zza szyby uśmiechając się złośliwie.

 - Pa kochani, pa – krzyczała i teatralnym gestem rozsyłała buziaki.

Właśnie dotarli policjanci. Zatrzymali się obok agentki i detektywa.

 - Straciliśmy ją. Uciekła. – poinformowała ich Ania.

 - Nie do końca.  – powiedział Aleks i wyciągnął zza pleców różową torbę pełną kosztowności.

Pani Elżbietka tymczasem, pewna tryumfu, z szerokim uśmiechem na twarzy wsadziła dłoń do swojej torby. Nagle jej twarz przybrała zdziwiony wyraz. Wysypała zawartość na kolana. Czekoladki i małe pluszowe misie…

 - Niee! Moje pieniądze! – wrzasnęła.  – Trudno przynajmniej udało mi się uciec – dodała po chwili.

Spojrzała na swojego wspólnika pilota, gdy ten zdejmował z twarzy kaptur. Jej oczom ukazała się twarz komendanta Szymańskiego.

 - Nie był bym tego taki pewien – powiedział policjant, po czym skierował helikopter w kierunku komisariatu.

Staruszka nie wiedziała co powiedzieć. Siedziała zrezygnowana.

 - Okazało się, że pani Elżbietka była szefem zorganizowanego gangu i miała wielu wspólników, którzy pomagali jej w kradzieżach. Pani Ania zaglądała do ogródków bo złodziej zostawiam specyficzne białe ślady, które mogły pochodzić ze ścieżek ogródka po którym przechodził codziennie. No i oczywiście gdybym nie podmienił torby tej złodziejce i nie zawiadomił wcześniej komendanta, który wsiadł do helikoptera to na pewno by uciekła – tłumaczył Aleks mamie ledwo łapiąc oddech między kolejnymi zdaniami.

 - To niezwykłe. – mama była w szoku. – Nie mogę w to uwierzyć. – powtarzała po raz setny.  – Jak wrócimy do domu opowiesz mi wszystko jeszcze raz od początku.

Aleks był szczęśliwy. Rozwiązał zagadkę, złapał złodzieja i poznał prawdziwego tajnego agenta z którym dodatkowo się zaprzyjaźnił.

Uśmiechnął się i pomyślał, że marzenia się spełniają.

bottom of page